IX Rajd „Kolory Gór”

Zajmuje powierzchnię ok. 1000 km². Położony jest między doliną Raby a Kotliną Sądecką. Występują tu odosobnione, pojedyncze, wznoszące się 400 - 500 m ponad typowo podgórskie zrównanie, szczyty, często ze stromymi lub spadzistymi zboczami. Dziewięć jego szczytów znajduje się na liście 48 najwybitniejszych szczytów Polski. Podobno tak go nazwał Kazimierz Sosnowski, nauczyciel i pionier turystyki górskiej, gdy po noclegu wraz z młodzieżą na szczycie Ćwilina rankiem zobaczyli morze mgieł, z którego jak wyspy wyłaniały się szczyty gór…

Beskid Wyspowy.

Tu właśnie wybrali się uczestnicy IX Rajdu „Kolory Gór”, który odbywał się od 4 do 7 maja.

Po ponad siedmiogodzinnej podróży dwoma pociągami, autokarem i dwoma busami, wyruszyli w trasę z Przełęczy Rydza-Śmigłego na Mogielicę, najwyższy szczyt tego Beskidu. Na przełęczy postawiono kamienny obelisk z 1938 r. oraz krzyż na pamiątkę walk Legionów Polskich1914 r., dowodzonych przez późniejszego marszałka Polski.

Mogielica nie dała się zdobyć zbyt łatwo. Chmury, mżawka, błotniste podejścia, deszcz, a wreszcie mgła i brak widoków z wieży widokowej postawionej na jej szczycie, nie pozbawiły, co prawda, radości z wejścia, ale nie pozwoliły wędrowcom skorzystać z jej walorów estetycznych. Po półtoragodzinnym zejściu, w trakcie którego rozpogodziło się, wszyscy dotarli na nocleg w agroturystyce w Chyszówkach w pobliżu Jurkowa.

Drugi dzień rajdu był słoneczny i ciepły. W tym dniu wreszcie można było podziwiać widoki. Trasa biegła z Jurkowa przez Ćwilin, Przełęcz Gruszowiec, Śnieżnicę do Kasiny Wielkiej, miejscowości, z której pochodzi Justyna Kowalczyk, nasza biegaczka narciarska. Góra Śnieżnica okazała się godna swej nazwy, bo podczas schodzenia po stoku narciarskim rajdowicze natknęli się na dwie duże połacie… śniegu.

Trzeci dzień to był kalejdoskop pogodowy. Najpierw ciepło, potem pochmurno, następnie duszno, burzowo, deszczowo, a na koniec dnia chłodno i mgliście. Co do trasy to chyba był najcięższy dzień. Dwa ostre podejścia, najpierw na Górę Szczebel, potem na Luboń Wielki. W sumie należało pokonać prawie 1000 m różnicy poziomów przy ok. 350 m zejść. Dla porównania pierwszego dnia było ok. 450 m podejść, a drugiego ok. 700.

Podczas przerwy na Przełęczy Glisne, spowodowanej konieczności przeczekania obfitego deszczu, uczestnicy mogli doświadczyć gościnności mieszkańców tego regionu. Ukryci w prywatnej altance wszyscy zostali poczęstowani gorącą herbatą i przepysznymi słodkimi rogalikami prosto z piekarnika.

Niestety, trochę rozczarowały piechurów warunki w Schronisku na Luboniu Wielkim, ale w końcu to nie powód, żeby uznać cały rajd za nieudany. Wręcz przeciwnie. Mimo zupełnie nowych uczestników, w większości debiutantów jeśli chodzi o górskie wędrówki, wszystko odbyło się zgodnie z planem, a co najważniejsze bezpiecznie i bezproblemowo. Co na to uczestnicy? Mówili, że koniecznie muszą powtórzyć taką wyprawę. Z resztą, zobaczcie zdjęcia, no i zapytajcie ich sami…

Autor: J.R.